Smith & Wesson 686+ Deluxe 3"

Chciałbym tutaj opisać pierwsze wrażenia dotyczące mojego najnowszego nabytku, jakim jest rewolwer znanej amerykańskiej marki Smith & Wesson. Jest to model 686 Plus, który jest przez wielu znawców broni postrzegany jako szczyt ewolucji rewolwerów, a nawet jako najlepsza podręczna broń palna, jaką kiedykolwiek stworzono. Historię łączącą rewolwery czarnoprochowe z tym modelem opisałem w osobnym wpisie, polecam do niego zajrzeć. Tymczasem skupmy się na samym rewolwerze, który według mnie jest piękny. Jest to wariant Deluxe, którego charakteryzują czerwone okładziny chwytu wykonane z drewna palisandrowego. Jeszcze nie miałem okazji z niego strzelać i nie mogę się tego doczekać. Jak tylko to zrobię, opiszę to na tym blogu. W międzyczasie chciałem się podzielić w Wami moją motywacją zakupu oraz wrażeniami z obcowania ze sprzętem tej klasy. Zacznijmy od specyfikacji.

Parametry techniczne i wymiary

  • Nazwa: Smith & Wesson Model 686 Plus Deluxe
  • Numer magazynowy (SKU): 150713
  • Cena sugerowana przez producenta (MSRP): $899.00 (równowartość ok. 3 400 PLN)
  • Cena zakupu w Polsce: 4 590 PLN
  • Kaliber: 357 Magnum, 38 S&W SPECIAL +P
  • Pojemność bębna: 7 naboi
  • Mechanizm spustowy: podwójnego lub pojedynczego działania (DA/SA)
  • Długość lufy: 3 cale (7,6 cm)
  • Masa: 1 043,3g (moja waga pokazuje: 1 038g)
  • Długość całkowita: 20,8 cm
  • Wysokość całkowita: 15,25 cm (wliczając przyrządy celownicze i zainstalowane okładziny chwytu)
  • Średnica bębna: 3,98 cm
  • Przyrządy celownicze: regulowane
  • Materiał wykonania: stal nierdzewna
  • Wykończenie: satynowe oraz matowe od góry lufy
  • Okładziny chwytu: z drewna palisandrowego (Rosewood), kratkowane

Dlaczego wybrałem ten model?

Model ten został stworzony przez firmę Smith & Wesson, która jako pierwsza w Ameryce skonstruowała rewolwer na nabój scalony jeszcze przed wybuchem Wojny Secesyjnej. Od tego czasu firma stale rozwijała swoje rozwiązania techniczne i jednym z rezultatów tego rozwoju jest rewolwer o podniośle brzmiącej nazwie "Distinguished Combat Magnum". Zbudowany został w latach 80. XX wieku, czyli pod koniec epoki rewolwerów jako służbowej broni palnej wśród funkcjonariuszy Policji w USA. Zbudowany jest w oparciu o szkielet średni wzmocniony, oznaczony przez producenta jako L-frame. Oryginalnie powstał jako rewolwer sześciostrzałowy, ale współczesne technologie konstrukcyjne pozwoliły zmieścić w jego bębnie aż siedem naboi. Szkielet L został specjalnie skonstruowany żeby znosić regularne użytkowanie silnego naboju .357 Magnum. W katalogu firmy Smith & Wesson pojawia się kilka modeli zbudowanych w oparciu o szkielet średni wzmocniony. Są to m. in. sześciostrzałowy Model 686 i siedmiostrzałowy Model 686 Plus w kalibrze .357 Magnum, ale również Model 69, który w swoim bębnie mieści 5 naboi w większym i jeszcze silniejszym kalibrze .44 Magnum. Szkielet L jest więc najmniejszym i najlżejszym szkieletem, w którym można zastosować nabój tak silny jak .44 Magnum. Fakt ten dodatkowo potwierdza wytrzymałość konstrukcji tego szkieletu. Lubię, jak coś jest trwałe i dobrze wykonane.

Model 686 Plus podobnie jak większość modeli marki Smith & Wesson o numerze zaczynającym się od szóstki wykonany jest ze stali nierdzewnej, co nie tylko dodaje mu uroku, ale wpływa również na trwałość broni i odporność na niesprzyjające warunki pogodowe. Mi to bardzo odpowiada.

Ten konkretny wariant ma lufę o długości 3 cali. Jest to najkrótsza lufa, dla której można zastosować wypychacz łusek o pełnej długości. Pomaga to w sposób pewny wypchnąć z bębna długie łuski po nabojach .357 Magnum. Taka długość lufy sprawia, że broń jest bardziej poręczna, a przy odrobinie treningu wciąż można strzelać z niej równie celnie, co z typowej broni służbowej z lufą 4-calową. Ja nie jestem żadnym strzelcem wyborowym tylko amatorem rewolwerów, więc taka celność w zupełności mi wystarczy.

Z rewolweru można strzelać przy użyciu samonapinacza, co jest standardem w rewolwerach bojowych już od ponad stu lat. Co prawda taki strzał będzie trudny do oddania, ze względu na duży opór oraz długą drogę języka spustowego, co mocno utrudnia utrzymanie przyrządów celowniczych we właściwej pozycji, to jednak warto opanować tę sztukę z dwóch zasadniczych powodów: po pierwsze dzięki temu można oddać strzał zdecydowanie szybciej w sytuacji zagrożenia życia, a po drugie jeśli już ktoś opanuje strzelanie z użyciem samonapinacza, nie będzie miał żadnego problemu z obsługą spustu w jakiejkolwiek innej współcześnie dostępnej broni. Ale na szczęście w przypadku tego rewolweru strzelanie z użyciem samonapinacza nie jest konieczne, gdyż jest tutaj dostępny zewnętrzny kurek, który można napiąć ręcznie. Wtedy broń jest gotowa do oddania strzału w trybie pojedynczego działania (ang. Single Action), co sprawia że droga spustu jest krótka, a siła nacisku potrzebna do oddania strzału - niewielka. To jest bardzo wygodne do rekreacyjnego strzelania na strzelnicy, albo w zawodach, gdzie trzeba oddać precyzyjny strzał na dalekim dystansie i można się do tego strzału na spokojnie przymierzyć.

Iglica w tym rewolwerze jest zamontowana w szkielecie broni, dzięki czemu nie wisi ona swobodnie na napiętym kurku. Jest to stosunkowo nowe rozwiązanie, które nie wszyscy lubią, ale pozwala ono zastosować dodatkowe zabezpieczenie przed niepożądanym wystrzałem broni w postaci blokady kurka. Dzięki temu swobodnie opadający kurek nie uderzy w iglicę, jeśli nie będzie naciśnięty spust, bo to właśnie naciśnięcie spustu zdejmuje tą blokadę. Zdjęcie napiętego kurka w tym rewolwerze wklejam poniżej.

W oddaniu precyzyjnego strzału pomagają obecne tutaj przyrządy celownicze regulowane w pionie i w poziomie, z białą obwódką wokół czarnej szczerbinki oraz czerwona, dobrze rzucająca się w oczy plastikowa wkładka w muszce. Niektórzy taki układ pozytywnie kojarzą z obrazem przyrządów celowniczych Glocka. Wygody w celowaniu dodają jeszcze zmatowione od góry lufa i szkielet broni, co eliminuje niepożądane refleksy świetlne w przypadku strzelania w ostrym słońcu. Doceniam taką konfigurację. W razie potrzeby przyrządy celownicze można wymienić na bardziej trwałe lub bardziej nowoczesne konstrukcje, rynek jest tutaj bardzo bogaty w tego typu akcesoria.

Rewolwer waży kilogram. Tak, to jest całkiem spory kawał żelastwa. I o ile pomaga to w kompensacji silnego odrzutu powstającego w momencie odpalenia naboju .357 Magnum, to jeśli ktoś myślał o noszeniu takiej broni na co dzień, to nie jest to najlepszy pomysł. Co prawda do połowy lat 80. XX wieku większość funkcjonariuszy Policji w USA nosiła takie rewolwery przy pasku podczas służby, to jednak wielu z nich czuło ulgę, gdy wreszcie po zakończonej zmianie mogli taką broń odpiąć i schować. Tym niemniej noszenie takiej broni ze względu na względnie niewielki jeszcze rozmiar jest wciąż wykonalne, nawet w kaburze wewnętrznej schowanej za paskiem. Kilku Amerykanów opisywało swoje doświadczenia w długotrwałym noszeniu takiej broni na YouTube. Najszerszym, a przez co najtrudniejszym do  ukrycia elementem rewolweru jest oczywiście bęben nabojowy, którego średnica wynosi 4 cm, ale już przykładowo szkielet broni oraz osłona lufy nie przekraczają 2 cm szerokości, a stosunkowo gruby i wygodny chwyt ma szerokość 3,3 cm. Dla porównania szerokość popularnego Glocka 19 to 3 cm prawie w każdym miejscu tej dość płaskiej broni, a jednak sporo ludzi decyduje się taką broń nosić na co dzień. Ale to może dlatego, że Glock waży tylko 0,7 kg? Ja i tak nie planuję nosić broni na co dzień (zresztą kolekcjonerzy prawnie nie mają takiej możliwości), ale doceniam fakt, że w razie konieczności można taką broń zabrać ze sobą, np. do plecaka.

Podsumowując: o zakupie tego rewolweru przeze mnie zadecydowało kilka czynników. Jest to rewolwer znanego i doświadczonego producenta, doceniany przez wielu znawców broni palnej. Jest to najpopularniejszy i najbardziej rozpoznawalny model tego producenta (nie licząc kieszonkowego modelu 642). Jest trwały, wytrzymały i uniwersalny. Można z niego strzelać rekreacyjnie na strzelnicy słabszymi nabojami napinając kurek ręcznie, ale można go też wykorzystać do obrony koniecznej stosując silny nabój Magnum oraz używając samonapinacza. Ma on w bębnie miejsce na aż 7 naboi, czyli o jeden więcej niż w standardowym rewolwerze i aż o dwa więcej niż w typowym rewolwerze kieszonkowym do codziennego noszenia. Broń nie jest przesadnie wielka i nieporęczna, ale nie jest też na tyle mała i lekka, żeby sprawiała ból przy oddawaniu strzałów. Jest to taki złoty środek w odniesieniu do rewolwerów. Wiele osób opisuje go jako jedyną potrzebną broń. O ile w Polsce na pytanie: "Jeśli miałbyś mieć tylko jedną broń, to jaką?" wiele osób odpowiedziałoby: "Glock", to w Ameryce często słyszaną odpowiedzą byłaby: "Smith & Wesson 686". Kupiłem ten rewolwer jako najbardziej wszechstronny i uniwersalny. Jeśli miałbym posiadać tylko jeden rewolwer, chciałbym żeby był właśnie taki. Jeszcze się okaże, czy rzeczywiście był to dobry wybór.

Cena i zakup

Smith & Wesson Model 686 jest zaliczany do broni premium i jest cenioną perełką wśród kolekcjonerów broni palnej również w Polsce, choć tutaj najczęściej widywanym wariantem jest egzemplarz z lufą o długości 6 cali stosowany głównie do precyzyjnego strzelania turniejowego na dalszych dystansach (50 metrów). Miałem okazję strzelać z takiego na strzelnicy w Tarnowskich Górach, o czym pisałem tutaj. Osobiście wybrałem wariant z lufą 3-calową ze względu na poręczne rozmiary oraz na frajdę wynikającą ze strzelania nabojami Magnum z dużym odrzutem. Przez to, że jest to model premium, to cena też jest premium. Na swojej stronie producent podaje sugerowaną cenę na poziomie $899, natomiast ja za swój egzemplarz zapłaciłem 4 590 złotych w sklepie TROP we Wrocławiu. Widziałem go jeszcze w Warszawskim sklepie Best Hunters za 4 390 złotych, ale akurat nie był dostępny. Jeszcze stówkę taniej  w tym samym sklepie była wersja z gumowymi okładzinami rękojeści, ale niestety też nie była dostępna. Zdaje się, że w czasach pandemii amerykańską broń jest w Polsce jeszcze trudniej dostać niż normalnie.

Pierwsze wrażenia

Ogólnie broń prezentuje się świetnie. Drewniane okładziny są dobrze spasowane i nic nie skrzypi. Zewnętrzne metalowe krawędzie szkieletu i lufy są z każdej strony dobrze spiłowane, więc broń jest przyjemna w dotyku oraz sprawia wrażenie gładkiej i smukłej. Jedyne ostre krawędzie pojawiają się na gwiazdkowym wypychaczu łusek oraz na kołnierzu okrywającym ośkę bębna pod lufą. Ale one są wyczuwalne dopiero po otwarciu bębna nabojowego, więc nie będą miały wpływu na wyciąganie i chowanie broni do kabury, albo na samo strzelanie. Jednak już przy przeładowywaniu trzeba uważać, żeby ostro zakończony wypychacz łusek nie pokaleczył nam palców. Kilka innych problemów związanych z wykończeniem opisałem w następnym rozdziale, ale osobiście uważam, że nie są one na tyle istotne, żeby psuły całościowy obraz broni. Za całokształt wykończenia zewnętrznego można dać piątkę z dwoma minusami.

Wydaje się też, że mechanicznie rewolwer tej jest w pełni sprawny. Oddawanie strzałów na sucho zarówno w trybie pojedynczego, jak i podwójnego działania przebiega sprawnie. Bęben nabojowy otwiera się i zamyka poprawnie, obraca się i blokuje dobrze przy napinaniu kurka, nie ma przesadnych luzów w pozycji zablokowanej. Wypychacz łusek działa poprawnie, chociaż słychać szorowanie sprężyny o nieoszlifowane ścianki wewnętrzne bębna, jak się można tego spodziewać w nowej broni. Z tego samego powodu spust w trybie samonapinacza jest bardzo ciężki i wymaga trochę praktyki, żeby go używać skutecznie. Ale to też kwestia nowości broni i można się spodziewać, że będzie trochę bardziej płynny jak mechanizmy wewnętrzne się trochę dotrą. Słychać pewne luzy w mechanizmach, o czym piszę szczegółowo w następnym rozdziale. Ogólnie nie jestem znawcą mechaniki broni, ale na moje oko laika mogę ocenić funkcjonowanie mechanizmów na solidną czwórkę. Ostateczny test będzie i tak przeprowadzony na strzelnicy.

Przygotowując się do wizyty na strzelnicy trenuję na sucho. I o ile w rewolwerach centralnego zapłonu można podobno ćwiczyć strzelanie na sucho, to jednak (prawie) żaden producent oficjalnie tego nie poleca. Dlatego na wszelki wypadek zaopatrzyłem się w zbijaki, czyli naboje treningowe. To pomaga w zmniejszeniu zużycia iglicy podczas trenowania na sucho. Polecam każdemu. Taki trening przy użyciu zbijaków można wykorzystać do nauki synchronizacji przyrządów celowniczych, poprawnego chwytu broni, kultury pracy na języku spustowym, oraz sprawnego ładowania i rozładowywania bębna nabojowego. Z tego właśnie powodu polecam nie zaniedbywać trenowania na sucho ze zbijakami, nawet podczas wizyt na strzelnicy. Zdjęcie nabojów treningowych wklejam poniżej.

Problemy?

Smith & Wesson ostatnimi laty miewał problemy z kontrolą jakości swoich produktów. Niektórzy nabywcy skarżą się na lufę lekko obróconą względem swojej osi - krzywo zamontowaną. Powoduje to brak możliwości właściwego wyregulowania przyrządów celowniczych, bo górna płaszczyzna lufy, na której jest muszka, nie jest wyrównana względem szkieletu broni, gdzie znajduje się szczerbinka. Ale nawet po oddaniu do rusznikarza, albo odsyłce do producenta w celu regulacji względem przyrządów celowniczych od góry, pojawia się krzywizna w innym miejscu. Wtedy gołym okiem widać, że płaszczyzna lufy i osłony osi bębna pozostaje krzywo względem szkieletu broni. Pozwala to sądzić, że element lufy nie tylko był źle obrócony i zamontowany, ale że jest zdeformowany fabrycznie w taki sposób, że albo przyrządy celownicze będą krzywo, albo płaszczyzna lufy będzie widocznie krzywo względem szkieletu. Mówiąc prościej: albo broń będzie źle wyglądała, albo nie będzie się dało z niej celować. To jest poważny problem. Na ile jest on częsty? Trudno mi podać konkretne liczby, ale sądzę, że są to tylko pojedyncze przypadki.

W moim egzemplarzu na szczęście lufa jest ułożona równiutko, ale kilka innych mankamentów wykończeniowych można dostrzec. Na zdjęciu poniżej widać, że lufa wraz z osłoną lufy jest delikatnie poszarpana w punkcie, w którym się styka ze szkieletem broni. Tam też są widoczne prześwitujące szczeliny zaznaczone na zdjęciu kolorem czerwonym.

Podobne niedociągnięcie znalazłem przy zabezpieczeniu rewolweru. Jak zdecydowana większość współczesnych rewolwerów tej marki, tak i ten model posiada zabezpieczenie na kluczyk, które uniemożliwia odciągnięcie kurka i oddanie strzału, również w trybie samonapinania. W przypadku mojego egzemplarza kluczyk chodził ciężko, a przy pierwszej próbie zablokowania broni z otworu blokady wypał nieobrobiony kawałek metalu, który pozostał po obróbce broni. Był to kolejny defekt fabryczny, który nie powinien występować w broni tej klasy. Poniżej załączam zdjęcie tego elementu.

Jeszcze jednym mankamentem jest to, że w mechanizmie wewnętrznym coś luźno lata. Jeszcze nie próbowałem rozkręcać broni, żeby zobaczyć co to za element. Nie jestem również w stanie stwierdzić z całkowitą pewnością, czy takie coś powinno występować czy nie, bo nie jestem rusznikarzem. Ale dla mnie jest to coś niekomfortowego i mimo wszystko mam przeczucie, że w tej broni nie powinny występować takie luzy. Pierwsza wizyta na strzelnicy pokaże, czy będzie to przeszkadzać w faktycznym użytkowaniu broni.

Podsumowanie

Rewolwer S&W 686+ z lufą 3-calową to broń solidnie wykonana, trwała, prosta w obsłudze, w silnym kalibrze, mieszcząca 7 naboi. Mimo dosyć sporej wagi wciąż jest to broń dosyć poręczna, więc łatwo ją przechowywać i w razie potrzeby można ją zabrać ze sobą. Rewolwer ten jest na tyle celny, że daje możliwość wprawnemu strzelcowi oddania precyzyjnego strzału nawet na względnie dalekim dystansie 50 metrów. Czy to stwierdzenie jest prawdziwe? Jeszcze nie wiem, ale może wkrótce się przekonam.

Aktualizacja: Pierwsze wrażenia ze strzelania z tego rewolweru opisałem w kolejnym wpisie. Link tutaj.

Komentarze