Jak strzela Smith & Wesson?

Wybrałem się wczoraj do Tarnowskich Gór na strzelnicę, aby postrzelać trochę z bardziej współczesnych rewolwerów. Co prawda strzelałem już wcześniej z rewolweru marki Taurus (nie pamiętam jaki kaliber) oraz z rewolweru Astra (w kalibrze .38 Special) - tego, na którym zdaje się policyjny egzamin na pozwolenie na broń. Ale prawdziwego amerykańskiego Smitha i Wessona w ręce jeszcze nie miałem. Była najwyższa pora, żeby to zmienić.

Sprawdziłem w internecie, że mają rewolwer. Zdjęcie przedstawiało rewolwer Smith & Wesson model 686 o długości lufy 2,5 cala. Można było zauważyć, że był to starszy model, bo nie posiadał jeszcze zniesławionej blokady na kluczyk oraz miał iglicę jeszcze bezpośrednio na kurku. Okładziny chwytu były gumowe, marki Hogue, mocno dopasowane do dłoni. Czyli był to model maksymalnie 686-4, który produkowano do roku 1997. Link do strzelnicy, gdzie można zobaczyć zdjęcie tego rewolweru: Strzelnica CS24. Zarezerwowałem termin telefonicznie i następnego dnia stawiłem się na strzelnicy. I tutaj zaczyna się robić ciekawie...

Bardzo szczegółowo opisałem rewolwer, którego... tam nie było! A to niemiła niespodzianka. Na szczęście mieli inne rewolwery marki Smith & Wesson w kalibrze .38/.357, więc nie pojechałem tam na marne. Oto co mieli (między innymi) dostępne:

  • S&W Model 66-8 Combat Magnum z lufą 4,25 cala, 6-cio strzałowy, rok produkcji 2016,
  • S&W Model 686-6 Plus z lufą 6 cali, 7-mio strzałowy, produkowany od roku 2001 do teraz.

Obydwa te modele są produkowane współcześnie, posiadają blokadę na kluczyk i iglicę przerzutową w szkielecie, a nie na kurku. Podobnie też jak większość współczesnych rewolwerów bojowych mają możliwość strzelania DA-SA, czyli na dwa sposoby. Pierwszy to taki, w którym pociągnięcie spustu posiada podwójne działanie (ang. Double Action): jedno długie i ciężkie pociągnięcie spustu jednocześnie obraca bęben napinając kurek, a następnie zwalnia go w celu oddania strzału.  Inaczej się to nazywa strzelanie z użyciem samonapinania. Zaletą tego sposobu jest to, że można oddać więcej strzałów w krótszym czasie po prostu pociągając za spust wielokrotnie, a wadą - że bez wcześniejszego treningu będą to pewnie strzały niezbyt celne.

Drugi sposób to taki, w którym pociągnięcie spustu ma tylko pojedyncze działanie (ang. Single Action). W tym przypadku po wcześniejszym, ręcznym odciągnięciu kurka obracającym bęben, krótkie i lekkie pociągnięcie spustu zwalnia wcześniej odciągnięty kurek, oddając strzał. Oczywiście istnieją rewolwery, które posiadają tylko jedną z tych dwóch możliwości oddania strzału.

Rewolwery tylko o podwójnym działaniu (DAO - ang. Double Action Only) są to zazwyczaj małe rewolwery kieszonkowe przeznaczone do ochrony osobistej i skrytego noszenia. Kurek jest w nich całkowicie zabudowany, żeby o nic nie haczył podczas dobywania broni, więc nie ma tutaj możliwości odciągnięcia kurka ręcznie. Natomiast długie i ciężkie pociągnięcie spustu, które pozwala oddać celny strzał raczej tylko na krótkich dystansach obronnych (do 15 metrów), stanowi jednocześnie skuteczne zabezpieczenie przed przypadkowym i niezamierzonym oddaniem strzału pod wpływem stresu.

Z kolei rewolwery tylko o pojedynczym działaniu (SAO - ang. Single Action Only) są to albo rewolwery historyczne (również czarnoprochowe) z czasów, gdy nie wymyślono jeszcze mechanizmu samonapinającego, albo współczesne rewolwery turniejowe, w których lekkie i krótkie pociągnięcie spustu ułatwia oddanie precyzyjnego strzału na dalekich dystansach (50 metrów i więcej). Mechanizm samonapinający jest tutaj niepotrzebny, więc w tego typu rewolwerach samo naciśnięcie spustu bez odciągniętego wcześniej kurka niczym nie skutkuje.

Chciałem postrzelać z czegoś z krótszą lufą, żeby lepiej poczuć, jakiego kopa daje kaliber Magnum, więc wybrałem pierwszy model z listy. Na strzelnicy w Tarnowskich Górach mają oś tylko na 20 metrów, więc taką bardziej do strzelania rekreacyjnego. W sam raz dla mnie. Postanowiłem sobie wystrzelać po jednym bębnie na 10 oraz na 20 metrów najpierw z amunicji .38 Special, a potem na tych samych dystansach po jednym bębnie .357 Magnum, żeby zobaczyć różnicę. Cały ten proces chciałem powtórzyć osobno strzelając w trybie Single Action, jak i Double Action. Wziąłem więc 24 naboje .38 Special i tyle samo .357 Magnum oraz dwie tarcze. Przyjemność ta nie była zbyt tania. Oto ceny:

  • Naboje .38 Special: 24 x 4,00 zł = 96 zł,
  • Naboje .357 Magnum: 24 x 4,50 zł = 108 zł,
  • Tarcze strzeleckie: 2 x 2,50 zł = 5 zł.
  • Łącznie zapłaciłem 209 złotych za niecałe 50 strzałów. To raczej drogo.

Suma do zapłaty to kolejna niemiła niespodzianka, chociaż to akurat mogłem sprawdzić wcześniej na cenniku. Po tym przydługim wstępie przejdźmy teraz do samych wrażeń ze strzelania. Podane przeze mnie niżej dystanse są tylko orientacyjne i szczerze nie wiem, czy temu dalszemu dystansowi nie było bliżej do 15 niż do 20 metrów. Ciężko mi było wymierzyć dystans na wyciągu do tarcz, pomimo oznaczeń.

Strzelanie bez samonapinacza (Single Action)

Na początku strzelałem słabszą amunicją .38 Special na dystansie 10 metrów. Po ręcznym odciągnięciu kurka strzał jest łatwy, więc jeśli się dobrze wyceluje, można osiągnąć całkiem niezły wynik. Na sześć strzałów tylko dwa były niewiele poza czarnym polem, więc to i tak dobry wynik, jak na broń, z której strzelałem po raz pierwszy. Na 20 metrów nie było już tak różowo, ale przynajmniej wszystkie sześć strzałów znalazło się na tarczy (chociaż jeden tak ledwo-ledwo).

Strzelając z .357 Magnum przy tej 4-ro calowej lufie czuć było wyraźnie, że nabój jest mocniejszy i posiada większy odrzut, ale spodziewałem się więcej. Po opisach różnych osób w internecie, jak to nabój Magnum "urywa ręce" przy tak "krótkiej" lufie byłem gotowy na zwichnięcie nadgarstka. Jednak nic takiego się nie stało. Po prostu broń podskakiwała trochę wyżej po każdym strzale, a jak się ją chwyciło trochę luźniej, to rzeczywiście mogła troszkę mocniej uderzyć w nadgarstek. Jednak dla mnie nie było to czymś niekomfortowym, po prostu nie byłbym w stanie strzelać z takiej broni zbyt szybko. Planowałem to sprawdzić później strzelając z samonapinacza.

Jeśli chodzi o wyniki przy amunicji .357 Magnum, to zarówno na 10, jak i na 20 metrów grupy były całkiem nieźle skupione na tarczy (ta na 20 metrów o wiele lepiej niż .38 Special), chociaż nie do końca były one ulokowane w miejscu do którego celowałem. Nie mam zbyt wiele doświadczenia, by stwierdzić, czy to wina strzelca, czy naturalnej wrażliwości rewolwerów na różną amunicję, ale obstawiałbym, że to jednak wina strzelca. Poniżej zamieszczam zdjęcie rewolweru, z którego strzelałem

Strzelanie z samonapinaczem (Double Action)

No, wreszcie! Strzelanie z użyciem samonapinacza, to przecież znacznie więcej frajdy. Po prostu naciskasz spust, a rewolwer strzela. Ale nie chciałem po prostu wyklikać sześciu strzałów, tylko jednak spróbować, na ile będę w stanie celnie strzelać w trybie Double Action. Powiesiłem nową tarczę, wysłałem ją na odległość 10 metrów i załadowałem bęben rewolweru nabojami .38 Special. Zacząłem strzelać bez wstępnego napinania kurka, korzystając z samonapinacza. Spust oczywiście chodził ciężej. Niestety, tutaj pojawił się problem: po naciśnięciu spustu zamiast głośnego "bang" słychać było tylko cichutkie "klik". Co się stało? Iglica za słabo uderzyła w spłonkę. Ślad iglicy był widoczny na spłonce, ale był zdecydowanie zbyt płytki w porównaniu z łuskami wystrzelonymi wcześniej. No dobra, raz się zdarzyło, może przy następnym będzie lepiej? Ustawiłem bęben w ten sposób, żeby iglica uderzyła ten sam nabój jeszcze raz (trzeba pamiętać, że bęben w rewolwerach marki Smith & Wesson obraca się przeciwnie do ruchu wskazówek zegara, czyli "w lewo"). Niestety, nic z tego. To może kolejny nabój? Nie. Teraz miałem w bębnie już dwa naboje ze zbyt lekko uderzoną spłonką. Spróbowałem strzelić odciągając najpierw kurek i obydwa naboje wystrzeliły. Resztę bębna wystrzelałem więc również w trybie Single Action.

Okazuje się, że widoczny na zdjęciu egzemplarz Combat Magnum, mimo że ma dopiero cztery lata (a w Polsce jest pewnie dopiero tylko trzy) jest już na tyle zużyty, że nie działa poprawnie samonapinanie. No i faktycznie, gdy przyjrzałem się uważniej broni to zauważyłem, że w wielu miejscach jest już mocno poobijana, przyrządy celownicze były przykręcone zwykłym wkrętem, bo oryginalnej śrubki brakowało... Prowadzący mi powiedział, że ten rewolwer jest porządnie zużyty, ma duży przebieg, bo przez strzelnicę przewinęło się już bardzo dużo ludzi. Fakt, że przez kilka lat udało się go tak mocno zajechać, że przestaje niezawodnie działać bardzo źle świadczy o rewolwerze, który ma w nazwie "Combat". A rewolwery marki Smith & Wesson znane są z tego, że potrafią przetrwać wiele pokoleń...

No cóż, poprosiłem prowadzącego, żeby podał ten drugi egzemplarz. Dalej już strzelałem z modelu 686+ z lufą o długości 6 cali. Tutaj samonapinacz działał poprawnie. Przez to, że ten model jest 7-mio strzałowy musiałem zostawić jedną komorę pustą, bo taką miałem odliczoną ilość amunicji. Rewolwer z dłuższą lufą jest wyczuwalnie cięższy, więc amunicja Magnum nie powodowała już aż tak dużego odrzutu. Być może byłem zbyt zaaferowany problemem poprzedniego rewolweru, ale nie byłem w stanie zauważyć różnicy w odrzucie między .38 Special a .357 Magnum przy tak dużym rewolwerze. I gdzie tu frajda ze strzelania? Gdzie ten odrzut? Jeśli już jakaś różnica była, to chyba nie byłem na tyle wyczulony, żeby ją zauważyć. Strzeliłem dwie serie na 10 metrów: raz z .38 Special i raz z .357 Magnum, a następnie na 20 metrów z Magnum. Zdjęcie tarcz zamieszczam poniżej.

Ogólnie byłem zaskoczony, jak względnie dobre wyniki udało mi się uzyskać strzelając z samonapinacza. No, może z wyjątkiem tego jednego strzału .38 Special przy pierwszej serii. Co ciekawe nawet na 20 metrów używając mocniejszej amunicji wynik był całkowicie zadowalający. Jednak strzelanie z samonapinacza daje dużo frajdy. Uczy również strzelca właściwej dyscypliny na spuście. Jak ktoś poprawnie opanuje strzelanie z rewolweru przy użyciu samonapinacza, to prawdopodobnie będzie też w stanie dobrze strzelać z każdej innej broni krótkiej, niezależnie od jej mechanizmów i konstrukcji.

Wrażenia i podsumowanie

Generalnie opuszczając strzelnicę miałem pewnego rodzaju niesmak związany z tym, że nie dość, że nie było na miejscu rewolweru, który miał tam być, to jeszcze zapłaciłem ponad dwie stówy za strzelanie ze zdezelowanego rzęcha, w którym nie działa poprawnie samonapinacz. Mimo to uważam pobyt na strzelnicy za owocny. Przekonałem się, że współczesny rewolwer o lufie 6 cali jest po prostu dla mnie za duży. Jest też wyczuwalnie cięższy - 1,2 kg w porównaniu z niemal równym kilogramem. Według mnie większa jest frajda ze strzelania z rewolweru o lufie 4 cale: słabsza amunicja .38 Special jest jeszcze w miarę łagodna, natomiast przy .357 Magnum czuć już właściwego kopa. 

Jeśli chodzi o trwałość, to rewolwer 686+ zbudowany na solidniejszym szkielecie "L" okazał się lepszy niż model 66 na troszkę słabszym szkielecie "K". Co prawda nie sprawdziłem roku produkcji tego modelu, ale i tak jeśli ktoś chciałby kupować rewolwer na długie lata, to na podstawie mojego jednorazowego doświadczenia poleciłbym raczej model 686+. Jego zaletą jest jeszcze to, że ma on 7-strzałowy bęben. Niby to tylko jeden nabój różnicy, ale zawsze coś.

Model 686+ występuje również z lufą 4-calową, ale ja bym chciał przetestować jego wersję z jeszcze krótszą, 3-calową lufą. Masa takiej wersji zrównuje się z masą modelu 66 o dłuższej lufie 4,25 cala, gdyż model 686+ posiada masywniejszy szkielet. Ale mimo równej masy i tak myślę, że rewolwer z krótszą lufą będzie troszkę mocniej kopać podczas strzelania Magnumami. Chętnie się przekonam. Ciekawe tylko, która strzelnica taki model posiada?

Komentarze