Chwyt Pachmayr Diamond Pro

No i stało się. Kupiłem kolejny chwyt do mojego rewolweru Smith & Wesson. Nie ma to jak dokupować gadżety do swojej spluwy. Tylko po co? No właśnie postaram się tutaj z tego zakupu wytłumaczyć. Ale zanim to zrobię, podzielę się linkiem do mojego nowego konta na Instagramie, gdzie ostatnio wrzucam nowe zdjęcia związane z rewolwerami z dużym wyprzedzeniem. Link tutaj: instagram.com/pan.rewolwer.

Chwyt ten zamówiłem ze strony Brownells.pl, a zapłaciłem za niego promocyjną cenę 106 złotych, nie licząc przesyłki. Między innymi dlatego zdecydowałem się na zakup - stówa to niewiele, jeśli brać pod uwagę amerykańskie akcesoria. Ale cena to nie najważniejszy powód.

Obserwowałem stronę tego produktu już od dłuższego czasu, ale produkt ciągle był albo na zamówienie, albo niedostępny. Miałego go na oku dlatego, że w pełni zakrywa on metalowy "backstrap", co sprawia że nie kopie on tak po ręce przy oddawaniu strzału. Porównanie chwytów "od tyłu" można zobaczyć na zdjęciu poniżej:

Pytanie brzmi: co ta różnica mi daje? Pierwszym efektem będzie to, że wydłuży się trigger reach, czyli odległość od spustu. Przez to, że cała ręka będzie trochę cofnięta, a spust przecież swojego miejsca nie zmienia, więc palec będzie musiał sięgać dalej do języka spustowego. Dla mnie to na szczęście nie stanowi problemu, bo mam długie palce. Chociaż trochę się musiałem do tej zmiany przyzwyczaić.

Drugim efektem, i to zamierzonym było to, że guma z tyłu jest elastyczna i absorbuje część energii odrzutu broni przy wystrzale. Producent się nawet chwali na opakowaniu: "Maksymalny komfort, minimalny odrzut". Ma to być osiągnięte, dzięki zatopionymi wewnątrz gumy specjalnymi komorami powietrza, które pod wpływem gwałtownej siły się kurczą zmniejszając odczuwalny efekt odrzutu. Czy to działa?

Sprawdziłem to na strzelnicy dla dwóch rodzajów amunicji Sellier & Bellot: .38 Special 158 grain FMJ oraz .357 Magnum 158 grain FMJ, tej drugiej została mi tylko resztka. Wystrzeliłem 36 naboi słabszej amunicji .38 Special oraz tylko 8 naboi Magnum. Nie był więc to jakiś zaawansowany i dogłębny test, ale raczej moje pierwsze wrażenia.

Liczyłem na znaczącą poprawę dla silniejszych naboi Magnum, a zamiast tego mógłbym powiedzieć, że z nowym chwytem jest podobnie, no może odrobinę lepiej. Co zaskakujące odczułem dużą zmianę dla słabszych naboi .38 Special. Teraz wystrzału tym nabojem praktycznie już nie czuć! Strzelanie z tego rewolweru stało się nagle bardzo przyjemne.

Ergonomia tego chwytu jest według mnie tylko troszkę gorsza niż Hogue Monogrip. Wycięcia na palce są troszkę mniejsze, a faktura materiału jest troszkę bardziej miękka. Przez to chwyt może się trochę kleić do ubrania i brudu, ale raczej tylko minimalnie. Ja doceniam to, że chwyt jest bardziej miękki. Dzięki temu lepiej się trzyma dłoni. Jednak sam kształt chwytu był troszkę wygodniejszy u Hogue.

Bardziej intuicyjny jest montaż chwytu Pachmayr. Nie posiada on żadnych dodatkowych elementów przedłużających, jak ma to miejsce w przypadku Hogue, co umożliwia umieszczenie śrubki na dole, ale komplikuje montaż. Tutaj natomiast jedyne co trzeba zrobić to usunąć ze szkieletu rewolweru oryginalny pin, wsunąć szkielet broni w gumowy rękaw i dokręcić boczną śrubkę. Nie wystaje ona na drugą stronę, jak w oryginalnym drewnianym chwycie Talo.

Przyczepić się mogę jedynie do drobnego defektu od spodu chwytu. Jest tam miejsce, gdzie był wykonywany odlew. Wygląda to trochę szpetnie, a po wyjęciu z pudełka musiałem oderwać kilka kawałków gumy, bo odstawały. Nie przeszkadza to jednak wcale w ogólnym użytkowaniu.

Ogólnie jestem zadowolony i wydaje mi się, że ten chwyt pozostanie już na stałe w moim rewolwerze, bez konieczności dalszej wymiany. Na koniec wrzucę tu jeszcze jedno zdjęcie, a po więcej jeszcze raz zapraszam na mojego instagrama tutaj.

Komentarze